Od kilkunastu lat, na fali globalizacji, tak na świecie jak i u nas w Polsce, panowała niezachwiana wiara w to, że liczba międzynarodowych studentów będzie stale rosła. Wystarczy wspomnieć, że w polskich uczelniach liczba zagranicznych studentów zwiększyła się w tym okresie dziesięciokrotnie (z 8 106 w roku akad. 2003/2004 do 82 000 w roku akad. 2019/20).
Od kilkunastu lat, na fali globalizacji, tak na świecie jak i u nas w Polsce, panowała niezachwiana wiara w to, że liczba międzynarodowych studentów będzie stale rosła. Wystarczy wspomnieć, że w polskich uczelniach liczba zagranicznych studentów zwiększyła się w tym okresie dziesięciokrotnie (z 8 106 w roku akad. 2003/2004 do 82 000 w roku akad. 2019/20).
Proces ten wspierał najpierw program „Study in Poland”, a ostatnio dołączyła też NAWA. Podobnie było i na całym świecie. Ambitne plany przyciągania zagranicznych studentów miały nie tylko kraje anglosaskie, ale także azjatyckie potęgi takie jak Japonia czy Chiny. I nagle po całym świecie rozlała się pandemia COVID-19, by w ciągu kilkunastu tygodni zatrzymać ten proces. Ale, jak wiadomo, nieszczęścia lubią chodzić parami. Niezależnie od pandemii, ale prawie równolegle z nią, wystąpiły na świecie napięcia polityczne mające negatywny wpływ nie tylko na mobilność studentów, ale także na międzynarodową współpracę naukową.
„Jesteśmy w dobie geopolitycznej niepewności” powiedziała Margaret Gardner, rektorka znanego na świecie australijskiego Uniwersytetu Monash, dodając: „Znakiem rozpoznawczym światowej klasy uniwersytetu jest jego globalność: kadra akademicka pochodzi ze wszystkich stron świata; ze wszystkich stron świata są studenci; wiedzę uniwersytet czerpie ze wszystkich stron świata; jego absolwenci są we wszystkich stronach świata.”
Tymczasem nad międzynarodową przestrzenią akademicką gromadzą się dawno niewidziane ciemne chmury. Stany Zjednoczone już wprowadziły ograniczenia przy przyznawaniu wiz dla naukowców z kilku państw, a w szczególności z Chin. W szeregu przypadków prowadzone są śledztwa w stosunku do zagranicznych naukowców, którym przykleja się łatkę „szpiega”. Władze w USA, Australii, ale także w Wielkiej Brytanii, krajach europejskich, a nawet Japonii przyglądają się i sprawdzają badania naukowe prowadzone we współpracy lub finansowane przez podmioty zagraniczne.
Jednocześnie – wskazuje Gardner – Chiny w czerwcu wydały ostrzeżenie, radząc swoim obywatelom, by nie wyjeżdżali na studia do Australii. To oczywiście ma i będzie wiązało się z poważnymi skutkami finansowymi dla uczelni australijskich, w samym Uniwersytecie Monash Chińczycy stanowią ponad 13% ogólnej liczby studentów. W nie mniejszym stopniu napięcia w stosunkach z Chinami odbijają się na uniwersytetach w Nowej Zelandii.
Prof. Jenny Lee z Uniwersytetu Arizona wskazuje na to, że uniwersytety z samej racji, że ich powołaniem jest tworzenie i rozprzestrzenianie wiedzy są „bezgraniczne”. I dodaje bardzo istotną uwagę: „Podczas gdy jesteśmy poddawani naciskom politycznym, by monitorować (współpracę międzynarodową - uwaga redakcji) musimy pamiętać o tym, że naciski te mogą być politycznie motywowane i nie muszą być w najlepszym interesie uczelni”, ponieważ „może to wpływać na badawczą misję uczelni i jej zdolności do przyciągania najlepszych zagranicznych uczonych i utalentowanych studentów”.
Również uczelnie japońskie znalazły się pod wpływem geopolityki. Prof. Akiyoshi Yonezawa z Uniwersytetu Tohuku stwierdził, że w wyniku wpływu wielkiej geopolityki i dyplomatycznych nacisków ze strony Stanów Zjednoczonych, japońskie uniwersytety „stają się ostrożne, jeśli chodzi o współpracę z chińskimi naukowcami, mimo długotrwałych relacji z nimi i uniwersytetami.” Yonezawa stawia zasadnicze pytanie „jak przodujące uniwersytety mogą rozwijać współpracę w obliczu powstających bloków ideologicznych?” i przestrzega przed powrotem do ery Zimnej Wojny.
Prof. Dawn Freshwater, rektorka Uniwersytetu w Auckland w Nowej Zelandii, a do niedawna rektorka Uniwersytetu Western Australia, uważa, że uniwersytety nie powinny stać na uboczu geopolityki. Jej zdaniem uniwersytety „mają ważną rolę do odegrania przy użyciu miękkiej dyplomacji i swojej miękkiej siły (soft power). Dlatego powinniśmy wykorzystać wszystkie nasze możliwości i zdolności – a w tym jesteśmy bardzo dobrzy – by pomóc narodom, społeczeństwom, ale także sobie jako uniwersytetom, uświadomić korzyści, jakie dają: wzajemne na siebie oddziaływanie, wymiana, poznawanie innych kultur, rozumienie opinii innych i ich doświadczeń.”
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nasza polska uczelnia z kraja. Może, jeśli chodzi o studentów zagranicznych, trochę tak. Większość z nich w drodze na studia nie musi pokonywać oceanów i, na razie, geopolityka nie odgrywa tu pierwszych skrzypiec. Jak tylko minie pandemia wrócą na polskie uczelnie Ukraińcy, Białorusini i inni sąsiedzi ze Wschodu. Geopolityka nie będzie też szczególnie wtrącać się we współpracę polskich uczelni – niewiele z nich prowadzi badania, które stanowiłyby przedmiot zainteresowania ośrodków naukowych powiązanych z chińskimi siłami zbrojnymi. Ale nie znaczy to, że polskie uczelnie powinny rezygnować ze swojej miękkiej siły, o której przekonywująco mówiła prof. Freshwater z Nowej Zelandii.
Źródło: www.universityworldnews.com